...wczorajsze zakończyły się snem kamiennym... Wcześniej knajpy, potem seks w samochodzie, ogólnie fajnie... :)
A poważniej: drugi raz w życiu byłem w Scenie [dla znających lokal: po remoncie] na jakimś pokazie mody, którego się zresztą nie doczekałem. Nie będę uprzedzać jednak faktów. Pokaz tyczył sukni ślubnych i bielizny damskiej. Organizowała firma znajomego. Rozpalony żądzą smukłych, roznegliżowanych ciał, oczywiście zgodziłem się pójść tamże... Cóż... Za reda i browca 25 zł. to ciut dużo... Biorąc pod uwagę, że przy wejściu jest bramka typu lotniskowego [jak chcesz przemycić broń, to jakiś Glock w częściach...], czeszą bagaż podręczny, łypią okiem białoruskiego celnika, miodzio. Jakiś kolesi nie wpuścili Panowie Celnicy, bo "ja tak zdecydowałem" [cyt.] i wstęp jest od 25 lat [ciekawy regulamin zaiste]... No i przy barze barmani mieli spojrzenia dziwek - oceniali człeka po stroju chyba, a takie cudaki jak ja i Kasieńka to chyba nie za często bywają... Obsłużyć, obsłużył, ale... Jakiś mam niesmak po tej jego minie... Te i inne okoliczności sprawiły, że wybyliśmy stamtąd przed pokazem... Azymut tym razem na KluboKawiarnię, i tu muszę przyznać zwrot o 180 stopni. Gorąca atmosfera, laseczki jak z jakiejś okładeczki itp. Kumple byli po raz pierwszy i trochę ocipieli... Do tego stopnia, że zarzucili swe pierwotne plany pójścia do jeszcze jednej knajpy... Cóż... Ja tam im się nie dziwię, skoro znaleźli lekturę do poduszek... :) Heh... Ja jako driver bawię się coraz lepiej, muszę uczciwie przyznać... :)
A! Kilka dni temu stojąc [w zasadzie siedząc] w kolejce do laryngologa usłyszałem fajny teks. Gość [tak z 60 lat] opowiadał, jak to był na X lat temu na placówce w Brazylii i trafił gdzieś na lokalne wybory gubernatora. Jeden z kandydatów na swych plakatach wyborczych napisał: "Kradnę, ale sprawy załatwiam"... Cóż... No comments...
- No powiedzże coś chociaż jak nie chcesz pić! - Byłem nieustępliwy. Jak można pić siedząc naprzeciw kogoś, kto przez te kilka godzin nie zamienił z nami słowa? ON już chyba taki był. Milcząc, patrzył na mnie z ukosa, mrużąc nerwowo powieki. Zjadł tylko tuńczyka w zalewie i widać było, że ma ochotę na więcej. Ziewał jednak ostatnio zbyt często abym mógł to zignorować. Rzuciłem banknot na stół oczywiście zbyt wysoki nominał niż przewidywał rachunek, na który i tak nie spojrzałem. Wstałem, ruszyłem w kierunku drzwi. On drgnął lekko widząc mój zamiar, ale było w jego spojrzeniu coś ironicznego, chyba nie dowierzał, że w końcu wyjdę. Otworzyłem drzwi: zima uderzyła mnie w twarz z siłą, jakiej się nie spodziewałem. Podniosłem kołnierz płaszcza, założyłem czapkę i zacząłem brnąć w kierunku domu. Śnieg skrzypiał pod mymi butami nie na tyle głośno jednakoż, aby nie usłyszeć cichego stąpania za plecami. Stanąłem, powoli się odwróciłem. Tak. To był ON. Uśmiechnąłem się w duchu. - A jednak! Chyba mnie lubi! - Zapomniana dawno Energia wypełniła mą duszę, ciało. Tętno przyspieszyło, krew zawrzała a członki poczęły wibrować. Niemal biegłem do domu, ON podążał za mną, jakieś 5-6 kroków. Już wiedziałem, że nie jestem SAM.
Patrol policji zadekował się w bramie podwórza mego mieszkania. - On jest z panem? - Zapytał ten wyższy, o twarzy półgłówka służbowym tonem. - Taaa, ze mną - odpowiedziałem pewnym głosem, starając się patrzeć mu wprost w oczy. - Ładny - odparł ten niższy, o twarzy szpicla a w głosie usłyszałem pogardę. - Wolę jego od każdego psa! - Warknąłem dyplomatycznie. Otwieram drzwi na klatkę, zapomniałem kodu, dopiero trzecia próba jest właściwa. Upiłem się jednak całkiem mocno. Droga po schodach w tym stanie to prawdziwe piekło dla mych nóg, dlatego jadę windą. Widzę kątem oka, jak wbiega za mną na klatkę, tuż przed zatrzaśnięciem tych ciężkich drzwi. - Jaki cwaniaczek – myślę sobie. Nie lubię tych drzwi, są ciężkie, z grubego szkła, na którym co dzień znajduję jedyne ślady obecności sąsiadów. Setki odcisków palców... Nie znam moich sąsiadów, nawet ich nie widuję. Nie wiem kim są, z kim są, ani nic innego… Znam tylko ich samochody… Gdyby nie one, a w zasadzie ich brak na parkingu każdego ranka, no i te odciski, pewnie powątpiewałbym w ogóle w to czy są, tu, za ścianą… Te myśli towarzyszą mi aż do drzwi. Tu dochodzi do krótkiej szarpaniny z zamkami, w końcu je forsuję i tak oto znów jestem w moim królestwie. Dom. Ciepło. Alkohol działa bardzo miło. Stoję przy uchylonych drzwiach, czekam. On w końcu staje u szczytu schodów, patrzy, waha się chyba… Decyduje się w końcu, zamykam drzwi, idę za nim do pokoju, siadam naprzeciw w fotelu, patrzę w oczy, zaczynam głaskać, przytulam go do siebie mocno. Mruczy…