Dziś śnił mi się koniec świata... Albo jakaś katastrofa na skalę globu... Widziałem to będąc na jakiejś pustyni, w domku przypominającym te z Nevady, do testów atomowych... Było gorąco, świeciło słońce... Oglądałem na niebie pozostałości smug kondensacyjnych samolotów i nagle gdzieś daleko, daleko przede mną ujrzałem coś na kształt falującego, gorącego powietrza... Poczułem lekki niepokój. Wydawało mi się, że drży ziemia. Na niebie pojawił się ogień. Powiedziałem do dziewczyny, która towarzyszyła mi dłuższą część snu, że to koniec świata... Patrzyliśmy, patrzyliśmy, a ja zastanawiałem się: co teraz będzie... Nagła myśl o śmierci nie była przerażająca, raczej lekko ekscytująca... Huk. Tu sen się nie tyle skończył, co zmienił lokalizację... Dawno czegoś takiego [we śnie] nie przeżyłem. Podobało mi się. Virtual reality. Taaaaa...
...wczorajsze zakończyły się snem kamiennym... Wcześniej knajpy, potem seks w samochodzie, ogólnie fajnie... :)
A poważniej: drugi raz w życiu byłem w Scenie [dla znających lokal: po remoncie] na jakimś pokazie mody, którego się zresztą nie doczekałem. Nie będę uprzedzać jednak faktów. Pokaz tyczył sukni ślubnych i bielizny damskiej. Organizowała firma znajomego. Rozpalony żądzą smukłych, roznegliżowanych ciał, oczywiście zgodziłem się pójść tamże... Cóż... Za reda i browca 25 zł. to ciut dużo... Biorąc pod uwagę, że przy wejściu jest bramka typu lotniskowego [jak chcesz przemycić broń, to jakiś Glock w częściach...], czeszą bagaż podręczny, łypią okiem białoruskiego celnika, miodzio. Jakiś kolesi nie wpuścili Panowie Celnicy, bo "ja tak zdecydowałem" [cyt.] i wstęp jest od 25 lat [ciekawy regulamin zaiste]... No i przy barze barmani mieli spojrzenia dziwek - oceniali człeka po stroju chyba, a takie cudaki jak ja i Kasieńka to chyba nie za często bywają... Obsłużyć, obsłużył, ale... Jakiś mam niesmak po tej jego minie... Te i inne okoliczności sprawiły, że wybyliśmy stamtąd przed pokazem... Azymut tym razem na KluboKawiarnię, i tu muszę przyznać zwrot o 180 stopni. Gorąca atmosfera, laseczki jak z jakiejś okładeczki itp. Kumple byli po raz pierwszy i trochę ocipieli... Do tego stopnia, że zarzucili swe pierwotne plany pójścia do jeszcze jednej knajpy... Cóż... Ja tam im się nie dziwię, skoro znaleźli lekturę do poduszek... :) Heh... Ja jako driver bawię się coraz lepiej, muszę uczciwie przyznać... :)
A! Kilka dni temu stojąc [w zasadzie siedząc] w kolejce do laryngologa usłyszałem fajny teks. Gość [tak z 60 lat] opowiadał, jak to był na X lat temu na placówce w Brazylii i trafił gdzieś na lokalne wybory gubernatora. Jeden z kandydatów na swych plakatach wyborczych napisał: "Kradnę, ale sprawy załatwiam"... Cóż... No comments...