Święta... i już po... To dobrze, czy źle? Nie wiem, dużo się wydarzyło, i to nieświątecznie... Wybraliśmy się z kumplem na przejażdżkę, ot kupił nowe autko i trzeba było sprawdzić jak się sprawdzi na trasie. Jedziemy, jedziemy... Przed samym Serockiem wypadek. Dachowało Tico. Z przeciwnej strony jakiś debil w Lanosie wywalił na czołówkę, facet z Tico miał do wyboru: crash lub uciekać do rowu. Wybrał i dachował, na naszych oczach. I tu szok [prócz samego wypadku] przed nami jechało kilka aut, i NIKT się nie zatrzymał, absolutnie nikt [życzę kierowcą tych aut tego samego losu]. Ludzie z Tico - starsze małżeństwo - mieli szczęście, że nic im się nie stało. Czarek wyciągnął ich z auta. Policja była szybko, świadkowie się znaleźli... Jedziemy dalej. 10 km przed Ostrołęką okazało się, że nasze auto wywala płyn chłodzący. Po 6 godzinach wysiłków decydujemy się zajechać na działkę moich rodziców, dobrze że mam klucze. Zimno straszne - ubrani byliśmy w letnie koszulki, a wraz z wyciekiem płynu z chłodnicy przestało być możliwe nagrzanie wnętrza auta. Jakoś dotarliśmy, wiedzieliśmy już, że dalej raczej się nie pojedzie - uszczelka pod głowicą to nie byle co... I tak z wypadu za Default City zrobiła się kilkudniowa eskapada. Najlepsze jest to, że wszyscy do których dzwoniliśmy reagowali tak samo - ze śmiechem. Wszak był to prima aprilis. Wtedy przypomniałem sobie o mechaniku kumpla, który ma po drodze warsztat. I to się okazało szczęściem w nieszczęściu. Nie dosyć, że ta marka aut to jego specjalizacja, to jeszcze koszt naprawdę niski. A Czarek miał już nie za ciekawą minę, oczyma wyobraźni remont silnika widział... Cóż... Ale BMW to przecież skrót od "będziesz miał wydatki"... Nie? ,)
...z wielu jakie miałem w mym życiu najmocniejszy to komp. Zżera najwięcej mego czasu. Przeżył wszystkie inne nałogi [alkohol, dragi itp.]. Jest stosunkowo młodym nabytkiem, choć w mym życiu istnieje od... 1986 roku... Za sprawą Commodore 16, którego mój brat dostał na komunię... CAŁE 16kB RAM! :) Sprzęt jeszcze na poczciwe kasety... Ile to się z Małym namodliliśmy, aby nie zwalił odczytu [a to trwało parę minut], ustawianie głowicy, czyszczenie rolek [kasety Stilon/Gorzów nie oszczędzały żadnego sprzętu, inne były za drogie jak dla takich małolatów jak my, a i owcześni piraci preferowali powyższy typ nośników]... Pisanie programików w basicu... Łezka się kręci w oku... Potem skok na głęboką wodę. Po pobycie w Szwecji [jako gastarbeiter] i uganianiu sie po lasach za kasą, kolej na wymarzoną Amigę 500 [to rok 1990] Dream machine... 512kB RAM [ potem dokupiłem dodatkowe 512], wbudowany flop, monitor Philipsa... Eh... Ileż to joysticków na niej padło... Ileż odcisków na dłoniach, nocy nieprzespanych... Nadszedł rok 1996 i mój pierwszy pecet, wyposażony w Cyrixa 166, 64 mega RAMu... [od tej chwili - a wraz z nią, pojawienie się ogromnych możliwości rozbudowy kompa - mój nałóg nasila się...] Potem kolejno latami: AMD K6 200, zaraz potem 233. Rok 1998 to mój pierwszy Intel... Celeron 300A, zajebisty sprzęt do overclockingu, u mnie chodził na 400 Mhz. Nastepny rok to Pentium II 350@450Mhz... Potem Celeron 533... A ten rok znów pod znakiem AMD... Wpierw Duron 850 a teraz Athlon 1,2, z którego stukam właśnie... Eh, nałogi, nałogi... Bez nich życie nie miałoby tegoż blasku... :] Nie?