on
- A jednak! Chyba mnie lubi! - Zapomniana dawno Energia wypełniła mą duszę, ciało. Tętno przyspieszyło, krew zawrzała a członki poczęły wibrować. Niemal biegłem do domu, ON podążał za mną, jakieś 5-6 kroków. Już wiedziałem, że nie jestem SAM.
Patrol policji zadekował się w bramie podwórza mego mieszkania. - On jest z panem? - Zapytał ten wyższy, o twarzy półgłówka służbowym tonem.
- Taaa, ze mną - odpowiedziałem pewnym głosem, starając się patrzeć mu wprost w oczy.
- Ładny - odparł ten niższy, o twarzy szpicla a w głosie usłyszałem pogardę.
- Wolę jego od każdego psa! - Warknąłem dyplomatycznie.
Otwieram drzwi na klatkę, zapomniałem kodu, dopiero trzecia próba jest właściwa. Upiłem się jednak całkiem mocno.
Droga po schodach w tym stanie to prawdziwe piekło dla mych nóg, dlatego jadę windą. Widzę kątem oka, jak wbiega za mną na klatkę, tuż przed zatrzaśnięciem tych ciężkich drzwi.
- Jaki cwaniaczek – myślę sobie. Nie lubię tych drzwi, są ciężkie, z grubego szkła, na którym co dzień znajduję jedyne ślady obecności sąsiadów. Setki odcisków palców... Nie znam moich sąsiadów, nawet ich nie widuję. Nie wiem kim są, z kim są, ani nic innego… Znam tylko ich samochody… Gdyby nie one, a w zasadzie ich brak na parkingu każdego ranka, no i te odciski, pewnie powątpiewałbym w ogóle w to czy są, tu, za ścianą…
Te myśli towarzyszą mi aż do drzwi. Tu dochodzi do krótkiej szarpaniny z zamkami, w końcu je forsuję i tak oto znów jestem w moim królestwie. Dom. Ciepło. Alkohol działa bardzo miło. Stoję przy uchylonych drzwiach, czekam. On w końcu staje u szczytu schodów, patrzy, waha się chyba… Decyduje się w końcu, zamykam drzwi, idę za nim do pokoju, siadam naprzeciw w fotelu, patrzę w oczy, zaczynam głaskać, przytulam go do siebie mocno. Mruczy…