Szukam cię -- a gdy cię widzę udaję, że cię nie widzę.
Kocham cię -- a gdy cię spotkam udaję, że cię nie kocham.
Zginę przez ciebie -- nim zginę krzyknę, że ginę przypadkiem...
Ten wiersz Kazia P.T. zapadł mi w pamięci jeszcze w liceum i to do tego stopnia, że pamiętam go do dziś [prócz może wierszydeł z jeszcze starszych czasów typu: >wlazł kotek...<]. A odświeżyły go wczorajsze spotkania me, z dwiema Agnieszkami... Jedna i druga czywiście w jakiś sposób podpada pod ten utwór... Pierwsza to czasy liceum. Obecnie mieszka gdzieś indziej, ma inne nazwisko, rzecz jasna faceta, i jak mnie zobaczyła powiedziała, że wyglądam jak debil. Druga zaś jest Kotem, chadza własnymi ścieżkami i jak każdy Kot [prócz mojego Moteczka, to na pewno], bardziej chyba przywiąże się do miejsca niż człowieka. Co prawda nie twierdzi, że wyglądam jak debil, ale... cóż... W każdym razie wierszyk ten doskonale oddaje sytuacje mego ducha w takich a nie innych ludzkich interakcjach... Nie wiem czy to dobrze, czy źle, wolę tego w tych kategoriach nie rozpatrywać... To tyle, C U later...
Witam z rana i z wieczora [piątkowo/sobotniego]! :) Wróciłem właśnie z DefaultCity z imprezy w KluboK. Nie powiem, było po prostu SUPER! Nie liczyłem na to - pojechałem autem a to bywa czasem ciężarem. Moje postanowienie nie używania różnych środków o działaniu rozweselająco - depresyjnym w kręgu znajomych wywołało mieszaninę konsternacji połączonej z niedowierzaniem… Nie muszę się przekonywać, co do celowości mej decyzji, ta impreza wystarczy. I co dziwne, po raz pierwszy od naprawdę dawna nie usłyszałem z ust obcych ludzi tylu zajebistych, ciepłych słów co właśnie dzisiejszej nocy… Najlepszy był, który po krótkiej gadce, ni z gruchy ni z pietruchy zapytał o mój znak zodiaku, a usłyszawszy odpowiedz skwitował: „No to stary! Masz skomplikowane życie”. Trafił w 10 he he! Gdybym się najebał to... wolę nie wnikać... Eh! Na zły humor połechtanie próżności pomaga czasem… [Zresztą ten zły humor sam często sobie generuję…]. A dziś obcy ludzie pomogli mi swymi słowami… Wnioskuję, że zawdzięczam to temu, iż po raz pierwszy od dawna miałem uśmiech na twarzy, taki niewymuszony, adekwatny do nastroju panującego tego dnia i w tym miejscu...
Miałem nielichą satysfakcję, gdy od razu po wyjściu z lokalu zgarnęła mnie psiarnia. Te ich pewne siebie miny... Cóż panowie, tym razem pudło, nie mam do was żalu, drogówkę w sumie cenię za ich robotę. Za to wkurwia mnie jak zatrzymuje mnie w środku nocy patrol interwencyjny i >każe< mi dmuchać w alkotest rodem z Polsatu czy TV Shopu...
Moje oba koty szaleją w najlepsze po parkiecie, a ja szykuję się do snu. Jeden z nich –znalezisko sprzed tygodnia i 2ch dni – jeszcze niestety ma problem z łapką – coś naprawdę mocno go walnęło. Jutro po raz pierwszy w życiu będę robił zastrzyk, właśnie jemu. Ma jakieś porażenie neurologiczne, nie ma czucia w łapce… Ale mu to zbytnio nie przeszkadza, biega jak szalony włazi na meble, mały bandyta rośnie – ma dopiero z miesiąc życia na tym padole ,). Jak daję im jeść, to mały biega od jednej miski do drugiej wyżerając z każdej po trochu, co mojego Moteczka wpędza w głęboką zadumę – siedzi i się gapi: co też ten mały wyprawia? Dobra, spaaać idę…