po imprezce...
Moje postanowienie nie używania różnych środków o działaniu rozweselająco - depresyjnym w kręgu znajomych wywołało mieszaninę konsternacji połączonej z niedowierzaniem… Nie muszę się przekonywać, co do celowości mej decyzji, ta impreza wystarczy.
I co dziwne, po raz pierwszy od naprawdę dawna nie usłyszałem z ust obcych ludzi tylu zajebistych, ciepłych słów co właśnie dzisiejszej nocy… Najlepszy był, który po krótkiej gadce, ni z gruchy ni z pietruchy zapytał o mój znak zodiaku, a usłyszawszy odpowiedz skwitował: „No to stary! Masz skomplikowane życie”. Trafił w 10 he he! Gdybym się najebał to... wolę nie wnikać... Eh! Na zły humor połechtanie próżności pomaga czasem… [Zresztą ten zły humor sam często sobie generuję…]. A dziś obcy ludzie pomogli mi swymi słowami… Wnioskuję, że zawdzięczam to temu, iż po raz pierwszy od dawna miałem uśmiech na twarzy, taki niewymuszony, adekwatny do nastroju panującego tego dnia i w tym miejscu...
Miałem nielichą satysfakcję, gdy od razu po wyjściu z lokalu zgarnęła mnie psiarnia. Te ich pewne siebie miny... Cóż panowie, tym razem pudło, nie mam do was żalu, drogówkę w sumie cenię za ich robotę. Za to wkurwia mnie jak zatrzymuje mnie w środku nocy patrol interwencyjny i >każe< mi dmuchać w alkotest rodem z Polsatu czy TV Shopu...
Moje oba koty szaleją w najlepsze po parkiecie, a ja szykuję się do snu. Jeden z nich –znalezisko sprzed tygodnia i 2ch dni – jeszcze niestety ma problem z łapką – coś naprawdę mocno go walnęło. Jutro po raz pierwszy w życiu będę robił zastrzyk, właśnie jemu. Ma jakieś porażenie neurologiczne, nie ma czucia w łapce… Ale mu to zbytnio nie przeszkadza, biega jak szalony włazi na meble, mały bandyta rośnie – ma dopiero z miesiąc życia na tym padole ,). Jak daję im jeść, to mały biega od jednej miski do drugiej wyżerając z każdej po trochu, co mojego Moteczka wpędza w głęboką zadumę – siedzi i się gapi: co też ten mały wyprawia?
Dobra, spaaać idę…