Wqurwiłem się wczoraj jeszcze na coś innego. Mianowicie chodzi mi o wprowadzenie nowej formy winy kwalifikowanej: kary za zabójstwo policjanta na służbie. Zastanawia mnie to, czemu za zabicie "zwykłego" obywatela grozi przestępcy 148§1 [i następne, za wyjątkiem może §4] gdzie dolna granica kary to 8 lat, a za zabicie policjanta na służbie ma to być 25 lat... Wszak policjanci stanowią grupę zawodową, która musi liczyć sie z tym, że ich praca jest ryzykowna, i można stracić życie. Wpis w ustawie tego nie zmieni, naiwnością bowiem byłoby sądzić, że to coś da na dłuższą metę. Bo co? Przestępca [uzbrojony] na widok policjanta podda się bez wahania, czy jak? Nie sądzę... Wpis ten nawet może rodzić pewne niebezpieczeństwo. Jakie? Ano takie, że w wypadku gdy zostanie zabity policjant [podczas wykonywania obowiązków służbowych] a sprawcy uciekną [jak to było w Nadarzynie] to nie mają oni w zasadzie już nic do stracenia - i tak im grozi minimum 25 lat [bez prawa do przedterminowego zwolnienia, tak chyba głosił ten projekt] wzwyż. Mogą zabić jeszcze niejako "przy okazji" zwykłego obywatela, chcąc np. zdobyć samochód, czy ukryć się w mieszkaniu etc. bo i tak karę poniosą tą samą, a zawsze jest szansa, że uda się im uciec, wszak znają słabości naszych organów ścigania lepiej niż inni. No tak? Czy dobrze rozumuję? Ponadto konstytucja głosi równość obywateli wobec prawa. Wolę aby ustawodawca pomyślał o rozwiązaniach mających sens i logikę, a nie działać pod wpływem chwili i impulsu. Fakt, stała się tragedia, tragedia człowieka, jego rodziny, kolegów, ale nie można wykorzystywać tego, grać na ludzkich uczuciach... Niemniej zaostrzenie kar coś zmieni? Moim zdaniem nie. Papier jest cierpliwy. Co z tego, że zaostrza się kary, skoro - oczywiście moim zdaniem - ważniejszy jest nie tyle jej wymiar, co jej nieuchronność. Bo co zrobi przestępca, co go odstraszy: wysoka kara i załóżmy 10 procent szansy, że go złapią, czy niższa kara, ale 10 procent, że jej uniknie. Zresztą wymiar kary może być taki sam, istotna jest jej nieuchronność. Kiedy przestępca zaryzykuje częściej: w pierwszym, czy drugim wypadku? Zatem ustawodawca powinien skupić się raczej nie nad zaostrzeniem kar, ale raczej nad ulepszeniem organów ścigania. Bo brak profesjonalizmu, niezaradność, niepewność czy nawet skorumpowanie [zresztą to dotyczy chyba wszystkich tych grup zawodowych, które mają w tym kraju jakąś formę władzy] wśród policji widzi chyba każdy. Szopka jaką zrobili teraz po tym zabójstwie jest dla mnie jakąś tragifarsą. Postawili na nogi wszystkie siły, latał policyjny helikopter z kamerą termowizyjną [pewnie raz na rok mu się zdaża, dobrze, że piloci nie zapomnieli jak się nim lata i jakiejś katastrofy nie spowodowali], blokady drogi... Efekt: złapali jakiś uzbrojonych Rumunów, i co ciekawe, że "przy okazji". Sprawców zaś jeszcze do dziś nie ujęli [a przynajmniej do chwili jak to piszę], podobnie zresztą jak to było w wypadku gen. Papały. Albo inna sytuacja: niedawno w W-wie policja goniła złodzieja samochodu. Wynik: bodaj dwa rozbite radiowozy, czterech policjantów rannych, w tym jeden został kaleką na całe życie. Dopiero po tym fakcie zafundowano co po niektórym szkolenie w szybkiej jeździe samochodem. A to powinno trwać cały czas, a nie ot tak sobie, z doskoku. Cóż... Łatwiej postulować za zaostrzeniem kar, bo jest to populistyczne hasełko, znajdujące przyklask, być może właśnie dzięki temu np. PiS zaistniał w Sejmie obecnej kadencji. Cóż... Acz już nie przeszkadza im to, iż nasze podatki, miast iść właśnie np. na sprawniejszą organizację organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości idą na państwowe molochy, jak PKP, górnictwo, przerośnięty aparat administracyjny itp... Drugą sprawą według mnie, prócz nieuchronności jest zapobieganie. Bo przecież przestępczość nie bierze się z powietrza. Ci, którzy strzelali pod Nadarzynem, nie byli przypadkowymi kolesiami z ulicy. Nie mieli przecież po 15 lat. Od czegoś zapewne zaczęli swe "profesjonalne" kariery. Zazwyczaj podejrzewam schemat jest podobny: np. od kradzieży radii w aucie, poprzez same auta na przestępstwach z użyciem broni skończywszy. No i co widzi taki młody człowiek. Zachętę... Czemu? Po pierwsze widzi, że ma duże szanse na bycie bezkarnym [niska wykrywalność - brak nieuchronności], po drugie ma z tego pieniądze, a po trzecie, gdy już go złapią, to albo wypuszczają [vide: niska szkodliwość społeczna czynu] i przydzielają nadzór kuratora bądź policji [jaki on jest można łatwo się domyśleć], albo najgorszym razie serwują mu poprawczak, gdzie młody "talent" się szlifuje dalej w swym fachu [vide: zabójcy Michała Łyska]. A to jest po mojemu wypaczona idea zapobiegania przestępstwom. Bo gdyby np. w takim poprawczaku było inaczej, gdyby człowiek nie wychodził stamtąd moralnie, psychicznie zepsuty, może miało by to być może pozytywny wpływ na statystyki przestępczości. Inna sprawa, że do poprawczaka trafiają już ci, którzy popełnili cięższe przestępstwa. Wolę mieć jednak nadzieję, że i ich można zmienić, są jeszcze na tyle młodzi...
Eh... Ale mi się zebrało na referacik... Śpieszę się, więc pewnie tu coś jeszcze dorzucę, jak wrócę... ,)
Nie piszę na żywo, bo padło mi łącze… Jest już 10-ty październik 2001, środa, ok. 01:00
Dzisiaj był cudowny dzień, choć na taki się nie zapowiadało… Początkowo piękna pogoda, zamieniła się w szarówkę, ja złapałem jakiegoś doła stojąc w zakorkowanych ulicach Default City i myślałem jak to mi źle i ogólnie… Postanowiłem więc poprawić sobie humor idąc na zakupy – tak też uczyniłem, ale poprawa nie była znacząca, choć ciuch fajny ))… Nastrój uległ zmianie dopiero, gdy udałem się do EMPIKu a dokładniej do działu z muzyką… Zmieniałem płyty i nagle [słuchałem zdaje się Amona T.] stało się! Miałem przed oczami teledysk na żywo, patrzyłem się na ludzi, znosiłem coraz to nowe płyty, panna z obsługi patrzyła na mnie z lekkim powątpiewaniem… Super! Polecam! Byłem w tym miejscu, ale tylko ciałem, reszta, ta niewidoczna lawirowała sobie gdzieś daleko, daleko stąd, to jedna z tych odległości niemierzalnych, jedynie namacalnych… Niesamowite uczucie, pierwszy raz doświadczyłem tego na sobie… Czas płynął jak w zwolnionym tempie, a ja miałem chyba dziwną minę – chłopak stojący naprzeciwko popatrzył na mnie a następnie dość wymownie na stertę płyt przede mną. Jak nagle pojawiło się, tak nagle znikło, poczułem, że się autentycznie duszę, nie w takim fizycznym sensie, metafizycznym raczej… [w tamtym momencie zdałem sobie sprawę, jak dawno nie byłem w takim miejscu jak dom handlowy itp…]. W pośpiechu, niemal panice oddałem górę nieprzesłuchanych płyt, panna uśmiechnęła się, tym razem ironicznie a ja ruszyłem w dalszą podróż… W tak zwanym międzyczasie zadzwoniła do mnie Kasia, rozmawialiśmy o uczuciach, miłości, życiu, kobietach, facetach, muzyce, nałogach… Eh!... Ona naprawdę potrafi [jak CHCE i mnie nie opieprza za to, co robię – jako „osoba starsza i bardziej doświadczona”!!!] poprawić mi nastrój. Gadaliśmy naprawdę długo, przewidując to zatrzymałem się przy jakiejś stacji metra [bo na komórkę to przyszedłby baaaaardzo duuuży rachunek - gadaliśmy z 45 minut]. Pojechałem potem jeszcze do jednej z galerii, kupiłem sobie fajne spodnie, odwiedziłem kumpla i obaj ruszyliśmy na objazd po lokalach… Na pierwszy ogień Szpilka, wypiłem MegaKawę, Jednorożec browar, nie było jednak ciekawych ludzi [patrz: kobiet], a więc na następny lokal wybraliśmy Jazzgot… Tu spotkałem… Nie, to nie na teraz, na razie nie chcę nic zapeszyć, to się dopiero okaże, mam nadzieję… Niemniej J. wypił MegaDrina + dzban Sangrii z owocami, ja zaś 2 IceTee… Humory skoczyły radośnie do góry, świat wydał się znów BeBeBe [bezpiecznym, beztroskim, bezproblemowym] miejscem… ,) Wracając do domu, już sam, trafiłem na gigantyczną MGŁĘ… Ale jaką! W życiu takiej nie widziałem, no może raz na Mazurach z Gatą… W tym miejscu jest długaaaa, długaaaaaaa prosta, więc nie miałem obaw, że źle skręcę czy jak, mimo to stojąc na światłach nie wiedziałem gdzie dokładnie jestem… Rozpędziłem się na maxa, wrzuciłem płytkę >The Avalanches< i pomyślałem sobie, że jeśli nic mi się nie stanie, to mam szczęście… Przejechałem dwa razy, tak mi się to spodobało… No i finto miałem [mam] szczęście… SUPER!!! Życie tak zaskakuje, dziś rano gotów byłem skakać z mostu, a tu masz… Zdałem sobie sprawę jak zajebistych mam przyjaciół, znajomych, że coś dla nich znaczę, mogę na nich liczyć… Ludzie, ciepłe słowa, generalnie jakaś nadzieja, to jest jednak niezbędne jak powietrze [mnie ow korzz]. Przynajmniej, jeśli nie mieszkam w środku lasu… A teraz to już idę spać, bo jest wpół do drugiej…