...znów więc jestem ONLINE... :) Komputer jest teraz pozbawiony obudowy, goła płyta [akcent seksualny wobec komputera] leży obok mnie na biurku, wiatraki huczą i wieją mi wprost w mą prawą rękę tak, że aż zmarzłem... [k woli ścisłości: ja nie leżę obok niej, siedzę jeno, do tego stopnia spoufalenia z kompem jeszcze nie doszło - rozmiary! - ale jak kupię notebooka, to ho ho, kto wie... :) ] Ale tak mnie to zmęczyło, że idę spaać... Jeszcze reflexyja: Wczoraj byłem po raz pierwszy w osławionym już CeDeQu... Eeee... Bo ja wiem?...Moim zdaniem miejsce to nie jest żadną rewelacją... Podobnie było w BlueVelvet... Zapachniało mi przeszłością, jakieś 4 lata wstecz, dragi itp... Potem poszliśmy do Piekarni, eh, też klasyka, słowem jeszcze większa porażka, to miejsce umarło dla mnie już w jakimś stopniu, czułem się tam jak mięso na ladzie, po której łażą w dodatku muchy... Te spojrzenia... brrr... Cóż, coś się kończy, coś się zaczyna, nie? Zatem czekam na nowe wrażenia...
Ale teraz to już idę spać...
PS Qurwa! Właśnie rozmroziłem mieszankę chinśką Bonduelle i znalazłem w niej długaśny kawałek papieru, podobny do tego jaki odrywam ze żwirków mych niedobrych kotków... Czy mam to traktować jak wyróżnienie? Może coś wygrałem??? Dobranoc... Czytelnicy... ha ha ,)
16/12/2032 Kocham ją - pomyślałem. Było to tak nagłe, że dreszcz przeszedł mi po plecach. - W takim wieku to ma prawo się zdążyć. Proszę się uspokoić, robimy wszystko, co w naszej mocy - zapewniał mnie recepcjonista - najlepiej jak pójdzie pan do domu, zadzwonimy jak sytuacja stanie się jaśniejsza. Jaki młody ten chłopak, pewnie pracuje tu od niedawna - pomyślałem. Łatwo mu to powiedzieć, dla niego to kolejny przypadek. Nauczą się czegoś nowego, zapiszą, podyskutują, i sprawa zamknięta. Droga do domu była koszmarem. Usiadłem bezmyślnie przed telewizorem, obraz i dźwięk sprawił, że nie czułem już takiej bezdennej samotności. Ciche skomlenie przypomniało mi, iż nie tylko ja odczuwam jej brak. - No tak piesku, nie ma Pani, nie miał ci kto dać jeść. W drodze do kuchni przypomniałem sobie jak to było na początku. Nie mogłem się początkowo przyzwyczaić do jej obecności, drażniła mnie swą małomównością. Nawet Arun na nią trochę warczał. No, ale przez żołądek do serca jak to się mówi. Gotowała wprost fenomenalnie. Dla nas obu. I tylko dla nas. Szybko też rozpracowała nas obu, poznała słabostki, miłostki, wszystkie te drobne niuanse, które złożone do kupy stanowią o nas samych, o tym, że jesteśmy jedyni i niepowtarzalni. Niepostrzeżenie wkradła się w nasze łaski. Pamiętam jak po raz pierwszy poszedłem z nią do kina, jak prowadziła mój samochód, pierwszą podróż... I kiedy kochaliśmy się... Pamiętam wszystkie te rzeczy, które były pierwsze najlepiej, łamaliśmy wtedy jakieś bariery, te z gatunku nieprzekraczalnych. Byliśmy niczym pionierzy zasiedlającymi niepoznane lądy. Tacy młodzi, szczęśliwi. Telefon zadzwonił niczym wystrzał z pistoletu. Z bijącym sercem podniosłem słuchawkę. - Mamy dla pana złą wiadomość... - Głos był suchy, bez emocji. - Wyrok zapadł - pomyślałem tylko, słuchawka wypadła mi z dłoni, świat zawirował przed oczyma, bez czucia osunąłem się na fotel. - Czy naprawdę wszystko ma swój koniec? -
30/04/2033 Długo dochodziłem do siebie. Lekarzom zajęło 3 miesiące doprowadzenie mnie do obecnej formy. Mówią, że miałem zaburzony poziom jakiś tam hormonów, enzymów etc. Rzadko występująca przypadłość. Nieważne. Teraz już jestem w domu, biorę tylko trochę jakiś proszków. Czuję się lepiej. Pogodziłem się, myśli mam klarowniejsze, nie skupiam się już na jednym. Czasem jeszcze tylko zimna igiełka przeszywa mą głowę, serce wtedy zaczyna walić, myśli kłębią się i zapychają i tak już sfatygowany, biologiczny >cache<, gdzieś tam w mej głowie. Arun też źle znosi świat bez niej. Osowiały jest jakiś. Zresztą mam już plan. Na dalsze życie. Koncepcja ryzykowna, ale jestem dobrej myśli. Przecież już raz się udało. Uczucia to już rzadko występująca rzecz w naszym świecie. Właściwszym określeniem byłoby: przypadłość. Leczy się ją. Ja jednak wiem swoje, już ja to wiem. Obaj wiemy, choć Arun to tylko pies. On też ma uczucia. Nikt go jednak nie leczył. To wydaje mi się niesprawiedliwe, pewnie cierpi bardziej niż ja. - Już niedługo piesku, niedługo - mówię cicho do niego, a on merda tą swoją kitą, jakby faktycznie mnie rozumiał, bawi się ze mną, lekko gryząc moje dłonie. Piękny husky z niego. Piesek jak kotek, dumny, niezależny. - Znów będziesz miał swoją piękną panią - myślę - już niedługo. Już cholernie niedługo...
Otwieram drzwi. To ONA! W końcu! Arun warczy. Facet, który ją przywiózł, wpuszcza ją pierwszą do przedpokoju. - Uparty to pan jest - Już go nie lubię, właśnie za te słowa, prostego człowieczka, on nic nie wie, nie ma pojęcia... - Jest już OK, ale cóż, wie pan, nie ma nic za darmo. Jej pamięć... To wszystko wina jej pamięci... - Ciągnie dalej, ale ja już go nie słucham, patrzę już od dłuższej chwili na nią, jej twarz, dłonie... Cała ona. Wydaje mi się, że schudła jakby trochę, wymizerniała. To już ponad 3 miesiące. Nasze spojrzenia krzyżują się. Jej oczy... Patrzą tak chłodno, beznamiętnie... Całe powietrze uchodzi ze mnie. Spodziewałem się tego, niemniej doznaję szoku. Nogi mam jak z waty, serce wkręca się powoli na wyższe obroty… Trzęsącą się ręką kwituję odbiór, jakby zza ściany słyszę głos faceta. - Wie pan... To już dość stary model, nie lepiej kupić sobie coś nowego? Po dziesięciu latach ma prawo coś się zepsuć... Jej pamięć dosztukowaliśmy z innego egzemplarza, problem to był dopiero z jej biosem, znaleźliśmy dopiero u jakiegoś kolekcjonera. No, ale nasz klient, nasz pan. Mówisz, i masz… - Rzuca na odchodne a we mnie gotuje się. - Kurewskie serwisy, nigdy nie potrafią nic naprawić. Nigdy! Tylko: proszę wymienić na nowe, nowe i nowe – syczę w myślach. Arun obwąchuje ją, powarkuje cicho. - Przyzwyczaisz się piesku, zobaczysz - biorę ją za rękę, idziemy razem do pokoju - przyzwyczaimy się znowu... Uśmiecham się trochę smutno do niej, a ona odwzajemnia się tym samym, gładzę ją po jej długich, czarnych włosach... Znów jesteśmy razem.
Znów, a w zasadzie cały czas to ja chory jestem... Nuda! Gry wygrane, Net przeczesany, piwa brak, kumple dawno mnie olali... No ale zawsze może być gorzej... :)