jesien
Siedzę teraz w domu pijąc jak zawsze na umór, czas leci dzięki temu ciut szybciej [tak oszczędzam na vojazach – te tez w sumie zabijaja w jakis sposob czas…] Oby do wiosny jak to się mawia…
Kogóż to poznam w następnej kolejności…? [Aż dreszcz przeciął me plecy…]
Moja dziwna, dwoista natura. Żyć mi nie daje…
Dotyk… Wczoraj Agnieszka uświadomiła mi jak bardzo stał się on dla mnie odległy, niemalże obojętny… Czułem się tak obco, tak potwornie nieswojo… jak na starym filmie, jednakoż… Nevermind…
Ja chyba nie mam już potrzeby dotyku drugiego człowieka. Ciało zapomniało, dużooo dużo szybciej niż głupi [pod tym względem] umysł. On by coś tam jeszcze chciał… ,) Rodzi to stan pewnej drobnej rozbieżności, sprzeczności śmiesznej w sumie… Niemniej używki w połączeniu z pragnieniem wolnej woli pozwalają zatłuc ten dyskomfort [nie wiem czy to jest oznaka siły czy słabości, używki są - a w zasadzie były - tylko wzmacniaczem], a me II koty wystarczą za niejednego człowieka… Przynajmniej nie krytykują, nie zdradzają, lubimy się w jakiś dziwny, ponadgatunkowy sposób [Myślę, że nie chciałbym ich przeżyć, jako hedonistyczny egoista albo też na odwrót…].
Agnes... Gotow bylem to odkrecic... Wlasnie dla Ciebie...
Niedawno zdałem sobie sprawę czemu J. mógł cierpieć za życia. Przez to, że z nikim z [współcześnie mu] żyjących ludzi NIE MÓGŁ się związać… A czy mógł? Taki LOS… Nie wiem…
Eh! Jesień, jesień, jesień ej że Ty!
,)