Opowieści Wigilijne...
Dziadek oczywiście sypał z rękawa niesamowitymi historyjkami. Jedna z nich, zapadła mi w głowie, jako naprawdę niesamowita... Choć słyszałem ją już, to na nowo rozpaliła mą wyobraźnię... Oto i ona:
Akcja rozegrała się podczas okupacji, w roku 1941, może 1942. Dziadek mieszkał wtedy we wsi Suchodół, jakieś 70 kilometrów na wschód od Warszawy. Tam też mieszkali bohaterowie opowieści, przyrodni bracia: komunista Rowicki, mały, wątły, oraz organista Wierzbicki, duży, gruby. Byli zupełnymi przeciwieństwami, zarówno z wyglądu, jak i charakterów. "Znajdki" - jak ich określił Dziadek - zawdzięczali swe nazwiska od miejsc znalezienia. Rowicki, bo w rowie, a Wierzbicki od wierzby...
Razu pewnego wybrali się obaj do stolicy, na zakupy. Musiało być to chyba coś ważnego, skoro wybrali się na tak czasochłonną i ryzykowną wyprawę, biorąc pod uwagę czasy. Dziadek nie pamięta, co chcieli kupić. W Warszawie dogadali się z jakimś typem, poznanym na targowisku. Nie miał jednak interesującego ich towaru. Zaprowadził więc ich do mieszkania, kazał poczekać, aż wróci, wychodząc zaś zamknął drzwi na klucz. Czekali już dobrą chwilę, gdy ich zaciekawienie wzbudziły odgłosy dochodzące z szafy. Kap... Kap... Kap... Otworzyli szafę i... Organista zemdlał. W środku wisiały powieszone za nogi zdekapitowane zwłoki mężczyzny, krew kapała do podstawionej miski... Rowicki ocucił przyrodniego brata. Przerażony organista chciał skoczyć z okna, jednak mieszkanie było na poddaszu. Drzwi były zamknięte. Wtedy komunista Rowicki wyjął broń. Jego przyrodni brat nie wiedział nic o tym, że jest on w ruchu oporu [prawdopodobnie AL lub BCh], i że ma broń. Niezadługo potem usłyszeli kroki na klatce, ktoś otworzył zamki... Do mieszkania weszło trzech mężczyzn, mieli noże w dłoniach. Wtedy Rowicki wyciągnął pistolet. Zabił jednego na miejscu, drugi ranny wraz z trzecim uciekli. Uciekli też i bohaterowie opowiadania. Szybko, zanim jeszcze wrócili do wsi, powiadomili kogo trzeba [AL lub AK jak sądzę], na pozostałych przy życiu bandziorach szybko wykonano wyroki, nie muszę chyba pisać jakie... Okazało się, że zajmowali się bardzo wtedy intratnym zajęciem - handlowali mięsem, a ze względu na zakazy okupanta, był to towar na wagę niemal złota... Tyle, że handlowali ludzkim mięsem...
Na koniec, widząc uśmieszki niedowierzania, Dziadek dodał, że zdażyło się w tamtych czasach paru jego znajomym znaleźć paznokcie w kiełbasie...
Eh... Dziadek i jego opowieści... Mają smaczek... Niezależnie, czy to w Wigilię, czy nie... Ma 92 lata [dają mu 70, ludzie w takim wieku], więc i opowieści multum...
Tymczasem późno jakoś się zrobiło, idę więc spaaać.
Kolorowych snów życzę... All ow U.
Zwłaszcza Tobie, Kocie...!
,)